Po pierwszym, udanym dniu w przedszkolu (który z perspektywy dnia dzisiejszego udany był chyba tylko dlatego, że Nadia musiała być w pewnego rodzaju szoku i nie zdążyła do końca załapać o co chodzi ;/) oraz po prawie dwutygodniowej przerwie na zapalenie krtani – wczoraj przekroczyła próg przedszkola po raz drugi.
Dzień wczorajszy bez wątpienia określić można jednym tylko słowem – KOSZMAR!!!
Przeczuwając, że nie będzie łatwo, obowiązek zaprowadzenia Nadzi do przedszkola spadł na tatę. Zaczęła płakać gdy tylko otworzyła oczy, a przestała o 15.30 kiedy to odebrałam ją z "miejsca tortur”.
Z relacji personelu przedszkola wiem, że nie przestała płakać nawet na chwilę, nic nie jadła, na jakiekolwiek próby zachęcenia jej do partycypowania w zabawach odpowiadała „ Piesek nie ma ochoty” (tak, tak – Nadia uważa, że jest psem) Oświadczyła, że jest jej smutno i tęskni za mamą – i w związku z powyższym, będzie płakać tak długa, aż mama przyjdzie. Mnie z kolei powiedziała, że chcę zostawać w domu sama kiedy jesteśmy w pracy...
Całe popołudnie w domu spędziłam tłumacząc jej jak wspaniałym miejscem jest przedszkole i „Piesek” obiecał w końcu, że płakać już nie będzie. Niestety dziś od rana koszmaru ciąg dalszy, rozpacz totalna, powtarzanie „kocham Cie mamo, kocham Cie tato” + plus używanie wszystkich możliwych technik manipulacyjnych, by tylko zostać w domu.
Dzieki Bogu, że zaprowadzanie Nadii spadło na Samira, bo chyba nie dałabym rady.
Z przedszkola Nadia koniecznie musiała do mnie zadzwonić i błagalnym głosem poprosić, „żebym przyszła po nią za 4 minutki” i zapewnić mnie, ze będzie płakać cały dzień...
Nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. Nadia przyzwyczajona do bycia w centrum wszechświata, do cudownej opieki Niani oraz do tego, że jeśli płacze wystarczająco długo to w końcu dostanie to czego chce – chyba szybko się nie podda ;/
Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie coraz lepiej...ech...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz