środa, 28 lutego 2007

Poród i pobyt w szpitalu

W szpitalu im. Madurowicza byłam ku swojej rozpaczy już w czwartek, oficjalnym powodem były niezadowalające wyniki zapisu ktg choć tak naprawdę sądzę, że moja lekarka potrzebowała jakieś „podkładki”, która wyjaśniałaby przyczynę przeprowadzenia obiecanego mi cesarskiego cięcia.
W noc przed porodem prawie nie spałam. Myśli o Tobie wirowały w mojej głowie z prędkością światła rozbijając się co chwila o ścianę niedowierzania, zdziwienia, konfuzji. Świadomość, że już za kilka godzin będziesz ze mną, że Cię w końcu zobaczę, że tak naprawdę po raz pierwszy przyjmiesz materialną postać przekraczała granicę mojej percepcji,. Oczywiście kochałam Cię każdego dnia ciąży, kierując ku Tobie swoje myśli, tworząc z Tobą jedność, współistniejąc w tej niewyobrażalnie piękniej symbiozie jednak nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego spotkania. I tak bardzo nie mogłam się go doczekać. Oto jutro miał zacząć się dla mnie i Samira nasz nowy, wspaniały świat z Tobą w roli głównej!
5 lutego rozpoczął się dla mnie bardzo wcześnie, a właściwie stanowił logiczną kontynuacje 4 lutego. Pogrążony w półmroku szpitalny korytarz spał w najlepsze, a jedynie blade światło i słyszalne od czasu do czasu krzyki i jęki z mieszczącego się nieopodal bloku porodowego przypominały, że w tym ospałym miejscu znajdują się przytomne dusze. Kręciłam się z jednego końca korytarza w drugi niczym więzień na specerniaku, podekscytowana, zdenerwowana i niecierpliwa. Nie potrafię nawet nazwać tego szczególnego rodzaju napięcia jakie wtedy czułam. Czas płynął, dzień budził się na dobre, a wraz z nim życie w szpitalnych salach.
Obchód lekarski wyprowadził mnie z równowagi bowiem nikt nic nie wiedział o moim planowanym cesarskim cięciu, zrobiono mi ostatnie usg i w końcu pojawiła się prowadząca moją ciążę lekarka, nieco wściekła na mnie, bowiem zdążyłam już zrobić nie lada aferę z powodu braku informacji. Lekarka kazała mi przestać histeryzować i przypomniała, że skoro mi obiecała, że dziś się urodzisz to tak będzie.
Potem sprawy potoczyły się szybko – przebrałam się w szpitalna koszulo-szmatę i zostałam przewieziona na blok porodowy, gdzie wykonano mi test OCT, zgodnie z przewidywaniami był ujemny (zero skurczów) w związku z powyższym podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. W międzyczasie zadzwoniłam do Samira, który zgodnie z naszym planem miał był obecny podczas operacji. Przeprowadzono wszystkie rutynowe czynności przedoperacyjne, wywiad i inne historie typu cewnik. Niewiele pamiętam z tego wszystkiego, byłam totalnie oszołomiona tym, że nasze spotkanie jest tak bliskie. Nawet nie potrafię powiedzieć czy czułam jakiś strach- wydaje mi się, że nie...
Wiem na pewno, że rozmawiałam przez chwilę z Samirem, który kontaktował jeszcze słabiej niż ja sama.
Przewieziono mnie na sale operacyjną i kiedy zobaczyłam jej skromne gabaryty doszłam do wniosku, że obecność Samira podczas Twoich narodzin nie jest najlepszym pomysłem. Widziałby każdy szczegół bądź co bądź najzwyklejszej operacji – łącznie z rozcinaniem mnie, grzebaniem w moich wnętrznościach itd., a nie jest to najprawdopodobniej jakiś super fascynujący widok. Twój tata przyjął informacje o tym, że nie musi wchodzić na salę z nieukrywaną ulgą i został za zamykającymi się drzwiami.
Do akcji wkroczyła anestezjolog, a znieczulenie do zabiegu było najbardziej uciążliwą częścią porodu. Jakoś niespecjalnie szło wprowadzanie cewnika w kręgosłup, na dodatek nie można się przy tym ruszać, a naprawdę ciężko nie ruszać się kiedy ktoś dotyka nerwu. Po kilku minutach, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność udało się! Położyłam się na stole operacyjnym i najwyraźniej znieczulenie zaczęło działać, bowiem w lampie nad stołem, zobaczyłam wykonywane nacięcie i krew wydobywającą z mojego podbrzusza i poczułam się dziwnie. Od tej chwili postanowiłam, że lepiej będzie jeśli nie będę podglądać. Oczywiście cały czas byłam przytomna, choć wszystko pamiętam przez mgłę – dochodziły do mnie głosy lekarki, pytającej się czy dobrze się czuję anestezjolog, ale cały mój świat, wszystkie myśli wyczekiwały Ciebie i tego pierwszego krzyku przypieczętowującego pojawienie się na świecie. Poczułam szarpanie i w lampie widziałam jak lekarka mocno napiera na mój brzuch, a już po chwili nastąpił ten wyczekiwany przez 9 miesięcy moment – usłyszałam Twój głos oznajmiający, że jesteś i że zawsze już będziesz! Nawet nie płakałaś, zamiauczałaś delikatnie jak kotek. Nie znam słów, które mogłyby opisać co się wtedy czuje – nie znam także piękniejszego uczucia . Urodziłaś się o 10.40 i dostałaś 8, a potem 9 punktów w skali Agpar. Wazyłaś 2850 g i wedle szpitalnego pomiaru mierzyłaś 56 cm (pomiar był nierzetelny, bo mogłaś mieć góra 52 – 53cm). Za chwile miałam zobaczyć Cię po raz pierwszy, lekarka przyniosła Cię i przyłożyła do mojej twarzy, a ja poczułam, że z oczu płyną mi łzy szczęścia – po raz pierwszy w życiu. Byłaś taka nieskończenie piękna!!!! Poproszono mnie o przeczytanie daty na identyfikatorze owiniętym na Twojej rączce, ale byłam tak oszołomiona, że nie potrafiłam tego zrobić. Zaraz potem umieszczono Cię w inkubatorze, żeby przewieźć się do sali noworodków i Samir mógł Cię zobaczyć.
Mnie podano chyba jakiegoś głupiego Jasia bo niewiele pamiętam z tego co działo się potem, wiem, że Samir pomagał przenieść mnie ze stołu operacyjnego. Pamiętam, że moje pierwsze słowa do niego brzmiały „Ale jest piękna ! She’s so beautiful! Prawda, że jest piękna” Przewieziono mnie na salę pooperacyjną i Samir został ze mną przez jakiś czas, wygoniłam go na górę do Ciebie i kazałam zrobić Ci zdjęcia,. Bo przecież widziałam Cię jedynie przez krotką chwilkę. Potem poprosiłam równie co ja przejętego Samira, żeby pojechał już do domu, a ja gapiłam się na Twoje zdjęcie w telefonie i mogłam wysłać smsa znajomym. Znieczulenie działało jeszcze kilka godzin, a kiedy ustąpiło przyszła pielęgniarka i kroplówką ketanolu, odmówiłam jednak przyjęcia środków przeciwbólowych, bo to co czułam było dyskomfortem, który bez większego poświęcenia mogłam tolerować. W międzyczasie przyjechała mama i gadałam z nią jak nakręcona przez co najmniej godzinę. Akurat wtedy przyszła położna niosąc mi Ciebie. Byłaś taka malutka i krucha i cudowna!!! Kiedy poszła mama zaczęłam odczuwać zmęczenie i zasnęłam i solennym postanowieniem, że muszę jak najszybciej wstać z łóżka po operacji, bo przecież Ty jesteś na górze sama i na pewno się boisz. Już w nocy podjęłam pierwsze próby ruszenia się z okropnego szpitalnego łoza i kilkakrotnie usiadłam na łóżku. Przechodząca korytarzem lekarka spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale miałam totalnie gdzieś co o tym myśli. N ałóżku obok pojawiła się kolejna kobieta po cesarce, która po ustąpieniu znieczulenia po prostu wyła z bólu i jęczała tak że cięzko było to wytrzymać. Z samego rana zaczęłam się domagać natychmiastowego przewiezienia mnie do Ciebie, mówiono mi ze jeszcze za wcześnie żebym wstała bla, bla, bla, ale byłam nieustępliwa, usiadłam na łóżku i zaczęłam wstawać. Wtedy ustąpiono i przewieziono mnie piętro wyżej na oddziała noworodków. Od tego czasu juz cały czas byłyśmy razem ( z małą przerwą nocna, bo byłam jednak jeszcze bardzo zmęczona i poprosiłąm o pomoc połozne, kt

Brak komentarzy: